W niedzielę na trasie do Morskiego Oka pojawił się nietypowy zaprzęg. Artystka rzeźbiarka Ida Karkoszka postanowiła zamienić role i wciągnęła, wraz z aktywistką Fundacji Viva!, na Polanę Włosienica rzeźbę umierającego konia. Happening wzbudził dużo emocji, a turyści idący drogą pomagali artystce ciągnąć ten symboliczny zaprzęg.
Rzeźba “Impuls” przedstawia umierającego konia, który ostatkiem sił próbuje wstać. Należy do serii prac którymi artystka pokazuje przedmiotowe traktowanie zwierząt. Powstała w 2009 roku w budynku warszawskiej ASP, ale obecną formę przyjęła w 2015 roku. Przez szereg lat czekała na odpowiedni moment, którym było ukończenie rzeźb tworzących cykl.
– Nadszedł czas żeby skonfrontować pracę z sytuacją jaka ma miejsce na drodze do Morskiego Oka. – mówi Ida Karkoszka – W moim odczuciu wykorzystywanie zwierząt do wwożenia na górę osób, którym po prostu nie chce się wejść na własnych nogach, szczególnie w czasach gdy mamy dostęp do transportu elektrycznego jest nieetyczne. Do tego często zdarza się, ze zwierzęta są przemęczane. – tłumaczy.
Plan wciągnięcia rzeźby z Palenicy Białczańskiej do Włosienicy, czyli trasą, którą każdego dnia pokonują konie, pomogła Idze wcielić w życie Anna Plaszczyk z Fundacji Viva!. – Kiedy się dowiedziałam, że Ida jedzie ze swoją rzeźbą na trasę do Morskiego Oka pomyślałam, że ziści się marzenie wielu tysięcy Polek i Polaków: zamiana ról – mówi Anna Plaszczyk, koordynatorka akcji ratowania koni z Morskiego Oka Fundacji Viva! – Od lat tysiące osób proponują bowiem, żeby leniwi turyści zamienili się z końmi i sami pociągnęli te wielkie, ciężkie wozy. Ida poszła krok dalej i postanowiła tą trasą, pełną cierpienia zwierząt, pociągnąć symboliczną i bardzo wymowną rzeźbę. Musiałam tu być, żeby jej pomóc i jednocześnie poczuć to, co czują te zwierzęta każdego dnia ciągnąc ładunek znacznie przekraczający ich możliwości – dodaje.
Fundacja Viva! od lat alarmuje, że konie na trasie do Morskiego Oka ciągną o około tonę za dużo. Aktywiści fundacji wielokrotnie wzywali władze Tatrzańskiego Parku Narodowego do likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka ze względu na cierpienie zwierząt, ale ten nigdy nie zdecydował się na takie rozwiązanie. Dlatego Fundacja Viva! równocześnie prowadzi szeroką kampanię informacyjną o sytuacji tych zwierząt. Jak się okazuje – skuteczną. Już latem ubiegłego roku furmani z Morskiego Oka narzekali, że coraz więcej osób wybiera spacer zamiast przejażdżki wozem.
Ida Karkoszka ze swoją rzeźbą wyruszyła z Palenicy Białczańskiej około 7:30 rano. Zamiast uprzęży dla konia miała uprząż wspinaczkową, do której można było przypiąć “wóz” z rzeźbą umierającego zwierzęcia. Po drodze zachęcała turystów idących drogą, by jej pomagali. Choć na początku nie było to oczywiste – nikt nie odmówił. Rzeźbę ciągnęli dorośli i dzieci, kobiety i mężczyźni. Artystka ma nadzieję, że jej akcja odbije się szerokim echem nie tylko na trasie.
– To było bardzo budujące, że reakcje turystów idących trasą były tak pozytywne – mówi Ida Karkoszka, autorka rzeźby – Było ciężko, bo rzeźba i wózek swoje ważyły. Wychodząc z Palenicy nie spodziewałam się pomocy. Tymczasem turyści reagowali spontanicznie, mówili że nas popierają, dopytywali o szczegóły i pomagali nam ciągnąć rzeźbę. Teraz mam nadzieję, że akcje przyspieszy wprowadzenie transportu elektrycznego na tej trasie. – dodaje.
Marsz z Palenicy Białczańskiej do Włosienicy z rzeźbą umierającego konia zajął w sumie 2h. Opóźniały go postoje, które były konieczne, kiedy konie ciągnące wozy mijały rzeźbę. Chodziło o to, by nie płoszyć zwierząt i nie powodować zagrożenia na trasie. Po wciągnięciu rzeźby na górę – poczęła ona na pół godziny na Włosienicy, w miejscu, w którym w 2009 roku umarł koń Jordek, a w 2012 roku przewrócił się koń Cygon. Turyści żywo reagowali na obecność rzeźby w tym miejscu, fotografowali ją i przekazywali słowa wsparcia.
– Każda akcja zwiększająca świadomość turystów w zakresie cierpienia koni w Tatrach jest dobra dla tych zwierząt – mówi Anna Plaszczyk – Im więcej się mówi o tym, że te zwierzęta cierpią, tym większym wstydem jest korzystanie z takiej wątpliwej rozrywki. A im mniej osób płaci za cierpienie tych zwierząt i wygodnie zdobywa Morskie Oko nie uraniając kropli potu, tym mnie te zwierzęta cierpią. A ja teraz już wiem, jak czują się zwierzęta, które na tej trasie ciągną za ciężkie o tonę wozy z pseudoturystami. To mnie mobilizuje do dalszego działania – tłumaczy.
Fundacja Viva! od lat domaga się likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka. Wiele lat temu zadeklarowała, że jeśli transport zostanie zlikwidowany – przyjmie pod opiekę wszystkie konie z Morskiego Oka, które po utracie pracy miałyby trafić do rzeźni. Konie będące pod opieką fundacji mają zapewnione spokojne życie do naturalnej śmierci, a także najlepszą opiekę weterynaryjną.
VIVA