Młodzież ze zdjęcia, która wciągnęła niepełnosprawnego przyjaciela do Morskiego Oka, to nastolatki z Zespołu Szkół Katolickich u św. Pankracego w Jeleniej Górze. Fundacja Viva poszukiwała tych anonimowych bohaterów od kilku dni, kiedy to od jednego z turystów otrzymała zdjęcie wzruszającego "ludzkiego zaprzęgu".
Fundacja Viva kilka dni temu otrzymała od jednego z turystów wzruszające zdjęcie, na którym młodzież w swoistym "ludzkim zaprzęgu" ciągnie niepełnosprawnego chłopaka na wózku do Morskiego Oka. – Niestety nasz informator nic o nich nie wiedział – tłumaczy Anna Plaszczyk z Fundacji Viva – Postanowiliśmy ich odnaleźć i podziękować najlepiej jak umiemy za godną naśladowania postawę – tłumaczy. Poszukiwania trwały kilka dni. W końcu się udało!
– Przyjechaliśmy do Zakopanego w sobotę, a w poniedziałek szliśmy nad Morskie Oko – relacjonuje Marysia Migdalska z Zespołu Szkół Katolickich u św. Pankracego w Jeleniej Gorze – Nie spodziewaliśmy się, że ktoś na nas zwróci uwagę. Chłopak na wózku to Filip Niewiadomski. Był z nami również jego brat Jakub Niewiadomski. Filipa na zmianę ciągnęło 8 osób: Jakub Niewiadomski, Mikołaj Wilk, Maciek Andruszczak, Stasiu Bak, Mateusz Budzyńki, Renata i Marek Niewiadomscy i ja – tłumaczy. Zaprzęg wymyślił i skonstruował tata chłopca. Filip choruje na porażenie mózgowe, ale rodzina i przyjaciele dbają, by nie było to ograniczenie, które zamknie go w czterech ścianach.
Nauczycielka Zespołu Szkół Katolickich u św. Pankracego w Jeleniej Gorze, Marta Prus, relacjonuje, że młodzież jest zaangażowana w walkę o zakończenie transportu konnego do Morskiego Oka i stąd pomysł, by zdobyć Morskie Oko o własnych siłach. Drugim powodem było to, żeby mieć satysfakcję z samodzielnego spaceru do Morskiego Oka. Nastolatki chciały też pomóc Filipowi dotrzeć nad Morskie Oko. W kolejnych dniach odwiedzili rownież Dolinę Kościeliską, gdzie również nie skorzystali z pojazdów konnych, ale szli z Filipem o własnych siłach.
– Nastolatki nie wiedziały, że ich szukamy, bo na zimowisku mają kiepski zasięg – tłumaczy Anna Plaszczyk z Fundacji Viva – W końcu ktoś im powiedział, że cała Polska ich szuka i to podobno ich bardzo wzruszyło. Tak jak nas ich postawa, która udowadnia, że nikt nie potrzebuje koni, by dotrzeć do Morskiego Oka. Że nie trzeba zamęczać zwierząt, żeby zobaczyć to najpiękniejsze tatrzańskie jezioro. I że satysfakcja ze spaceru zawsze jest warta wysiłku – dodaje.
Fundacja Viva od wielu lat walczy o likwidację transportu konnego do Morskiego Oka. Konie na tej trasie pracują ponad siły i przez to bardzo szybko się "zużywają". Z analizy danych Polskiego Związku Hodowców Koni wynika, że od stycznia 2012 do połowy czerwca 2013 do rzeźni trafiły 44 konie pracujące w tym miejscu, w tym zwierzęta 4 i 5-letnie, czasami po zaledwie kilku miesiącach pracy na trasie. W tym okresie 3 konie padły, w tym dwa w sierpniu, czyli w szczycie sezonu. To oznacza, że w okresie 18 miesięcy straciło życie 20% zwierząt pracujących na drodze do morskiego Oka, czyli co piąty koń. Średni czas pracy koni zabitych w rzeźni wynosił 10,8 miesiąca. W 2014 roku średni czas pracy zwierząt wycofywanych z trasy skrócił się z 28 miesięcy (w 2013 roku) do zaledwie 19,9 miesiąca.
Fundacja Viva informuje, że otrzymała również zdjęcia od innych osób niepełnosprawnych i ich opiekunów, którzy zdobywali Morskie Oko o własnych siłach. – To jest niesamowicie budujące, bo często słyszymy, że transport konny do Morskiego Oka musi istnieć, ponieważ potrzebują go osoby niepełnosprawne – mówi Anna Plaszczyk – Tymczasem wozy konne nie są przystosowane do ich przewozu. A Tatrzański Park Narodowy, łamiąc Konstytucję i orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, limituje wydawanie wjazdówek dla osób niepełnosprawnych do 1 dziennie, z wyłączeniem weekendów. Z naszych obserwacji wynika, że na wozy wsiadają zwykle młodzi, zdrowi ludzie. Osoby niepełnosprawne, przełamując własne słabości wybierają spacer, który daje im niesamowitą satysfakcję i radość. Chciałabym, żeby takie decyzje podejmowali wszyscy – dodaje.